Jak uchronić się przed samym sobą (i nie zwariować!)

Prowadzenie solobiznesu to trochę jak bycie kapitanem, sternikiem, bosmanem, a czasem nawet łodzią – wszystko w jednym. Chciałoby się powiedzieć, że zarządzanie jednoosobową firmą to wolność, ale prawda jest taka, że często bardziej przypomina to kontrolowany chaos. Kiedy nie masz już czasu na kolejne „genialne” pomysły na optymalizację, a jedyne, co cię trzyma przy życiu, to kawa i nadzieja na weekend wolny od maili, z pomocą przychodzi standaryzacja!

W tym humorystycznym artykule pokażę, jak standaryzacja może uratować twoją firmę (i zdrowie psychiczne), zanim postanowisz uciec w góry, by zostać samotnym pasterzem owiec.

Co to jest standaryzacja?

Standaryzacja to taka magiczna sztuczka, która sprawia, że wszystko w twojej firmie działa w miarę powtarzalnie, bez konieczności zastanawiania się, „co ja miałem zrobić?” albo „jak ja to wczoraj zrobiłem?”. To trochę jak przepis na ciasto – masz składniki, kolejność działań, a na końcu piękne, pachnące ciasto. Bez standaryzacji twój solobiznes to raczej pieczenie na oko i modlitwa, żeby się nie przypaliło.

Dlaczego solobiznes potrzebuje standaryzacji?

Solo przedsiębiorcy są jak superbohaterowie, ale zamiast supermocy mają excel i kawę. Problem polega na tym, że nie możesz być wszędzie naraz, a twoja pamięć bywa zawodna, zwłaszcza po piętnastym spotkaniu z klientem i trzeciej poprawce w tym samym projekcie. Standaryzacja to sposób na:

  1. Ochronę siebie przed… sobą – nie musisz już zastanawiać się, jak wyglądał proces fakturowania miesiąc temu. Wystarczy, że masz zapisane kroki, które zawsze działają.
  2. Uniknięcie „freelancerskiego chaosu” – nagle masz wszystko pod kontrolą! Dziwne, prawda? Procesy są jasne, dokumenty na swoim miejscu, a klient nie dzwoni co pięć minut, bo wiedziałeś, co i kiedy wysłać.
  3. Więcej czasu na Netflixa – standaryzacja pozwala na efektywność. A efektywność to więcej czasu dla ciebie. Albo na spanie. Albo na robienie czegokolwiek, co nie jest „pilną” odpowiedzią na kolejne maile.

Jak wyglądałby solobiznes bez standaryzacji?

Wyobraź sobie, że codziennie wchodzisz do swojego biura (albo raczej kącika na kanapie), otwierasz laptopa i… nie masz pojęcia, co robić. Każdy dzień to improwizacja. Raz zapominasz wysłać ofertę, innym razem przygotowujesz ją dwa razy (bo pierwszą zgubiłeś w mailach), a klient zdążył już przejść do konkurencji.

Brzmi znajomo? To typowy solopreneur bez standaryzacji. Każde zadanie robisz inaczej, dokumenty są w tajemniczych folderach o nazwach typu „asdfghjkl”, a faktura? No cóż, na pewno jest… gdzieś (lecz nie wiadomo gdzie jak to śpiewał Zbigniew Wodecki w piosence o małej pszczółce).